Jak tam grzybki?

Biwak (a może "piwak", jak to ujął po wyjeździe JJ) w Sokole Kuźnicy nad Zalewem Koronowskim, czyli "Cześć Wojtek, jak tam grzybki?!" (Radek)

 

My, czyli płeć męska, zostaliśmy zgrupowani w jednym domku (typu Brda) i oczywiście zapragnęliśmy napić się wódki. Wiadomo, byli z nas już wtedy liceliści pełną gębą. Nikt nie miał prawa traktować nas jako dzieciaków. Zapragnęliśmy skończyć z niewinnością i pokazać prawdziwą gębę, chociaż Edi, wówczas dzieckiem podszyty wciąż, wyłamał się i powiedział, że woli pozostać abstynentem, czyli kolegusem niewinnusem. My stawaliśmy się gombrowiczowskimi Syfonami (Karaś, Wojtas i ja), a Edi pozostał niestety wtedy Miętusem.

Wieczorową porą czysta polała się, chociaż w pewnym momencie JJ (czytaj profesor Pimko) przyszedł skontrolować nasz domek, ale nic nie wzbudziło jego niepokoju. Piliśmy do rana, odwiedzaliśmy inne domki, w których dziewczyny (nowoczesne pensjonarki) raczej nie wylewały za kołnierz (szczególnie jeden domek był nad wyraz aktywny, ale pominę w tym miejscu imiona lokatorek) i tudzież kurzyły tytoń strasznie.

Nad ranem Wojtas poczuł siły odśrodkowe w swoim żołądku i zaczął wykonywać gębą tzw. ruchy wymiotne. Biedak męczył się niemiłosiernie. Nic nie pomagało, ani palce wcisniete w gardziel, ani chwyty zapaśnicze od tyłu, ani prośby, ani groźby. Sytuacja stawała sie poważna. Wojtas błagał nas, abyśmy przynieśli mu mleko (czytaj parobka), to od razu na jego widok uwolni "pawia". Postanowiliśmy opuścić domek nie tyle w poszukiwaniu mleka, ale także dlatego, że odgłosy, które biedaczek wydawał z siebie próbując wyrzucić to wszystko co skonsumował poprzedniego wieczoru, stawały sie coraz bardziej donośne i rozpaczliwe. Obawialiśmy się, że JJ obudzi się i przyjdzie zobaczyć co się u nas dzieje. Udaliśmy sie do lasu, Wojtas na czworakach, pomagliśmy mu, byle dalej od domków. Mleka nigdzie nie znaleźliśmy, ale natknęliśmy sie na grzybki. Wojtasowi spacer jakoś ulżył. Na drugi dzień chłopak był jednak bardzo milczący, nie wyglądał tez najlepiej, a my wymyśliliśmy hasło "Cześć Wojtek, jak tam grzybki?!", które funkcjonowało jeszcze przez jakiś czas w kuluarach naszej klasy wzbudzając przy tym uśmieszki wtajemniczonych osób. I tyle.

Na tym samym biwaku wyniknęła jeszcze sprawa Brendona, ale chodził on do klasy „E” i dlatego nie warto o tym w tym miejscu pisać. Koniec, kropka, bomba, kto czytał ten trąba :-)

 

(Rad)

Wyszukiwanie

© 2008 All rights reserved.