Odbicie od dna

(Matematyka, pierwsze dni września, 4 klasa)

Wojtek poszedł do odpowiedzi już na trzecich zajęciach. Nie zachwycił pani elokwencją i po niecałej minucie wrócił do ławki z oceną niedostateczną. Pierdolnął chłopak zeszytem o ławkę i pogrążył się w rozpaczy.

Drugi strzał padł na mnie. „Patrz, Wojtas, jak to się robi” – powiedziałem aby dodać koledze otuchy i pomścić jego klęskę. Czułem się w miarę przygotowany do odpowiedzi, więc szedłem na spotkanie z anorektyczną zastępczynią Siudy z podniesionym czołem. Buholc zadała mi pytanie, które mnie jednak zaskoczyło. Zastanawiałem się chwilę, ale nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi. „Nic to, na następne na pewno odpowiem”, „Do 3 razy sztuka” itp – pocieszałem się w myślach. Ku mojemu zaskoczeniu Buholc nie zadała mi drugiego pytania, lecz odesłała do ławki z jedynką. Na nic zdały się moje protesty. Nawet moje dramatyczne rzucenie zeszytem o pulpit nie zrobiło na niej wrażenia.

W niedługim czasie zgromadziliśmy z Wojtkiem po 4 „gołe” jedynki każdy. Była to typowa gra Buholcowej, mająca nam pokazać jaka to ona straszna/ważna itd. Chcąc nie chcąc musieliśmy zacząć się uczyć na zwiększonych obrotach, aby pokazać tej małej tępej idiotce, że faktycznie zrobiła na nas wrażenie.

Finał tej historii był zdumiewający; otrzymałem m.in. „5” z pracy klasowej z rachunku prawdopodobieństwa (co było wielce nieprawdopodobne, zwłaszcza że wyprzedziłem nawet Cichą, matematyczną gwiazdę naszej klasy, która otrzymała mizerne „5 minus”).

Największą niespodziankę sprawiła mi (i nie tylko) jednak Siuda, która wróciła na sam koniec semestru, aby wystawić oceny. Moje zdziwienie nie miało granic, gdy usłyszałem, że na koniec mam „dobry” z maty – przedmiotu, który był moim utrapieniem przez 4 lata liceum. Przed ogłoszeniem ocen modliłem się w duchu o „dostateczny”.

(Ed)

Wyszukiwanie

© 2008 All rights reserved.